Sytuacja powinna się stabilizować, ale jest nadal bardzo poważna
Fijołek pytany o liczbę zakażonych i ofiar zapewnił, że na razie liczba ofiar się nie zmieniła.
"Aczkolwiek trzeba powiedzieć, że mamy jeszcze kilka osób w dosyć ciężkich stanach na oddziałach OIOM-owych. Na szczęście też nie przyrasta znacząco liczba chorych. Raczej te przypadki, które do tej pory odnotowaliśmy jako przyrostowe, traktujemy jako te, które są już zaostrzone, ale jeszcze z tego pierwszego rzutu osób, które trafiały do szpitali czy osób, które po prostu chorowały. Nie ma na szczęście znaczących przyrostów" – zapewnił prezydent Rzeszowa.
Zastrzegł, że nie ma jeszcze wtorkowego raportu z sanepidu, ale w poniedziałek nowych zachorowań na legionellozę było kilka.
"Zatem wydaje się, że sytuacja powinna się, mam nadzieję, stabilizować aczkolwiek jest nadal bardzo poważna i trudna" – podkreślił.
Zapytany o to, czy kolejne wyniki badań, które poznamy za kilka dni dadzą jednoznaczną odpowiedź o źródło zakażenia ocenił, że uzyskanie jednoznacznej odpowiedzi w tej kwestii będzie bardzo trudne. Jak zauważył, dotychczasowe analizy przeprowadzone wspólnie z sanepidem nie pozwoliły na "znalezienie korelacji albo jednego mianownika tych zachorowań z jakimkolwiek elementem wyjaśniającym".
"Wydaje się, że jednym z elementów, który może sprzyjać rozwojowi bakterii jest niestety klimat, który u nas się pogarsza, zaostrza, w tym sensie, że te zjawiska są bardzo gwałtowne: albo gwałtowne burze i wilgoć oraz za chwilę gwałtowne i długotrwałe upały. Wydaje się że w nałożeniu na jakieś być może elementy starej sieci, być może elementy jakichś starych czy nieczyszczonych klimatyzatorów czy jakichś innych elementów tego typu może to być jedną z przyczyn czy też sprzężone przyczyny dopiero wtedy dające efekt większego namnożenia bakterii” – ocenił Fijołek.
Przypomniał, że z przekazanych w poniedziałek przez sanepid wyników z pierwszych próbek wynika, że w dwóch z nich, które zostały pobrane w mieszkaniu pierwszej z chorych osób nie potwierdzono obecności legionelli ani w zimnej ani w ciepłej wodzie, ale znaleziono je w innych próbkach, niezwiązanych na razie z zachorowaniami.
"Zatem z tego już dzisiaj wiemy, że nie będzie łatwo o jednoznaczną przyczynę, aczkolwiek jak powiedziałem, prawdopodobnie jednak jakiś wspólny mianownik ten niestety klimatyczny będzie trzeba tutaj uwzględnić" - zauważył.
Dopytywany przez prowadzącą o to, co oznaczałoby to dla miast, włodarz Rzeszowa zwrócił uwagę, że będzie to ogromne wyzwanie i dla samorządów, i dla zarządców budynków.
"Bo przypomnijmy, że samorządy tak jak my i nasze przedsiębiorstwo wodno-kanalizacyjne dostarcza zimną wodę do wielorodzinnych na przykład budynków, a dalej już, za tę sieć wewnętrzną odpowiada zarządca budynku i to on tak naprawdę, choć jeszcze trudno tak przypuszczać za wcześnie, ale byłby zobowiązany do wymiany tej sieci w jakimś porozumieniu z nami. Więc to by oznaczało ogromne wyzwania inwestycyjne na przyszłość" – wskazał Fijołek.
Podkreślił także konieczność stałego monitoringu wody i nie dopuszczenia do namnożenia tej bakterii, co wiąże się z ogromnymi kosztami.
"Proszę sobie wyobrazić taki problem w skali całego kraju jaki się pojawił tutaj, w naszym rejonie. To jest nieprawdopodobne wyzwanie. Nie chciałbym na razie iść za daleko z wnioskami, ale niewątpliwie będzie to wymagało całkowitej reorganizacji naszego patrzenia i myślenia" – zaznaczył Fijołek.
Dopytywany zapewnił, że przeprowadzona w miniony weekend dezynfekcja sieci wodociągowej przyniosła spodziewane efekty i odbędzie się kolejna dezynfekcja, zaplanowana już wcześniej. Chodzi o płukanie wewnętrznych sieci. Będą także nadal pobierane wspólnie z sanepidem kolejne próbki.
"To nam da odpowiedź czy zachorowanie i płukanie ewentualnie miejscowo podnoszenie temperatury ciepłej wody do wyższych wartości przyniosło rezultat. Głęboko wierzę że tak" – zaznaczył.
Zapytany przez prowadzącą, czy ma informacje od służb, że fala zakażeń legionellą nie było działaniem celowym, zastrzegł, że w kwestii działania służb nie chce mówić "ani tak ani nie"."Mogę powiedzieć, że skoro taki komunikat służby wydały to jest on w zasadzie zbieżny z naszym podejściem do tej sprawy. Wydaje się, że byłoby bardzo trudno tutaj zrobić sabotaż ponieważ na naszych ujęciach wody jest bardzo ścisły monitoring (…) Wydaje się, to jest jakaś dobra konkluzja aczkolwiek pewnie trzeba jednak sprawdzać jeszcze dalej" – zauważył.
Zgodził się z prowadzącą, że Rzeszów jest obecnie miejscem strategicznym z uwagi na wojnę w Ukrainie i uchodźców, i przyznał, że działanie sabotażowe było jedną z pierwszych myśli, która się pojawiła. Bo jak wytłumaczył, "dlaczego akurat Rzeszów? Nie jest ani najcieplejszym miejscem w Polsce, ani jakimś wybitnie charakterystycznym, jeśli chodzi o klimat, więc to była jedna z pierwszych myśli z tyłu głowy, jaka nam się pojawiła" – przyznał i wyraził zadowolenie, że służby po pierwszej weryfikacji podobnie podchodzą do tej kwestii.
Zapytany o reakcję mieszkańców na zagrożenie i na dezynfekcję sieci wodociągowej zwiększoną 20-krotnie dawką chloru zapewnił, że podchodzą do tematu spokojnie i racjonalnie, choć – jak mówił - oczywiście się obawiają, ale zachowują dużą dozę rozsądku, dzięki czemu nie ma paniki. Wiedzą, bo podobne dezynfekcje odbywały się już w przeszłości, gdy zachodziła taka konieczność, że nachlorowanej wody nie wolno pić, że wcześniej trzeba ją odstawić na jakiś czas, a najlepiej przegotować ją przed wypiciem.(PAP)
Autorka: Agnieszka Pipała
api/ mark/